Jeszcze niedawno dominowało przekonanie, że w 2022 roku sytuacja na rynku mieszkaniowym ulegnie uspokojeniu. Dominujące miały stać się czynniki, które przyhamują koniunkturę, jednak nie doprowadzą do jej załamania. Spodziewano się więc lekkiego wyhamowania wzrostu cen, ewentualnie ich zatrzymania (w najbardziej ekstremalnym scenariuszu). Jednak tak jak w 2020 roku pandemia koronawirusa momentalnie zdezaktualizowała wszelkie prognozy, tak obecnie atak Rosji na Ukrainę również sprawił, że wszystkie przewidywania są nieaktualne.
To wszystko nie oznacza jednak, iż założone trendy cenowe, podażowe i popytowe będą kompletnie inne. Chodzi o to, że sytuację zaczną determinować inne czynniki niż te, o których pisano jeszcze do niedawna. Wojna za naszą wschodnią granicą przekłada się na wiele skutków znajdujących odbicie w budowlance. Najważniejsze z nich to:
- odpływ ukraińskich robotników budowlanych, którzy wyjechali, aby bronić ojczyzny;
- zaburzenie produkcji i łańcuchów dostaw materiałów budowlanych (Ukraina jest m.in. bardzo istotnym producentem wyrobów stalowych);
- napływ uchodźców uciekających przed wojną (już w tym momencie jest ich w Polsce ponad 2 miliony, a prawdopodobnie to nie jest koniec);
- zmniejszenie bezpieczeństwa regionu, a tym samym zniechęcenie inwestorów do działania we Wschodniej Europie.
Już przed wojną wzrost kosztów budowy stawał się coraz większym problemem. Część firm budowlanych, które zakontraktowały projekty nie przewidując takiego wzrostu kosztów, zgłaszało coraz większe problemy z utrzymaniem rentowności swoich działań. W mieszkaniówce jest większa możliwość szybkiej aktualizacji cen, więc deweloperzy po prostu na bieżąco korygowali cenniki.
Wojna w Ukrainie doprowadziła m.in. do coraz szerzej zakrojonych sankcji. To oraz zapaść ukraińskiego przemysłu sprawiło, że koszty budowy rosną jeszcze bardziej, chociażby z tego powodu, iż paliwo jest w rekordowych cenach. Dotychczas postępująca drożyzna w mieszkaniówce nie zniechęcała kupujących, ponieważ mieli do dyspozycji rekordowo tani kredyt. Jednak rosnące stopy procentowy kompletnie to zmieniły – kredyt jest coraz droższy, miesięczna rata coraz wyższa, a zdolność kredytowa coraz niższa.
Mimo tych czynników póki co nie widać spadków cen mieszkań. Z raportu portalu Nieruchomosci-online.pl wynika, że w I kwartale 2022 roku ceny lokali mieszkalnych nadal rosły. Co interesujące – trend ten najsilniejszy nie był wcale w głównych metropoliach, np. w Gorzowie Wielkopolskim zanotowano kwartalny wzrost o 9,8%, a w Białymstoku o 7,7%. Istotne jest to, że z analizowanych miast tylko jedno wykazało spadek cen metra kwadratowego mieszkania. Była to Łódź, w której korekta w dół wyniosła -1,07%.
Wzrost cen mieszkań współwystąpił ze spadkiem popytu, co niekoniecznie jest dziwnym zjawiskiem, ponieważ rynek nieruchomości działa z opóźnieniem. Jednak najciekawszy efekt może wywołać napływ uchodźców. Sprawił on, że momentalnie i skokowo wzrosło zapotrzebowanie na mieszkania na wynajem. W ciągu 2 tygodni liczba takich ofert została zmniejszona o kilkadziesiąt procent, a jak podają Nieruchomosci-online.pl “liczba kontaktów dotyczących ofert wynajmu zwiększyła się w serwisie aż o ponad 200 proc”.
Nadal utrzymuje się świetna koniunktura w segmencie domów – tutaj ceny rosły nawet szybciej niż w segmencie mieszkań. Przykładowo w Katowicach kwartalny wzrost wyniósł 14,58%, chociaż były też lokalizacje ze spadkami (niewielkimi), jak chociażby Kielce, Szczecin czy Toruń.
Wszystko to wskazuje, że nieruchomości oraz, bardziej szczegółowo, mieszkania nadal wydają się dobrą inwestycją. Masowy napływ uchodźców powinien przełożyć się na wzrost cen.
ŹRÓDŁA: www.nieruchomosci-online.pl/porady/raport-po-i-kwartale-2022-drozsze-kredyty-i-wojna-wyhamowaly-popyt-ale-ceny-wciaz-rosna-19455.html